O czytaniu. Raz jeszcze.

by - czerwca 03, 2025

             Średnia wieku kobie w naszym kraju wynosi 82 lata. Kiedy będę w tym wieku, średnia podźwignie się o około pięć lat. Średnio czytam około 50-70 książek rocznie, co przy najniższym wyliczenia daje 2 tysiące, a w wersji optymistycznej zdążę przeczytać aż 3 tysiące. Moja domowa biblioteczka w tej chwili oscyluje wokół liczby 2,5 tysiąca tytułów, a czego 2/3 czeka na swoją kolej, której może się nie doczekać.  


 

Marie Kondo optuje za zatrzymaniem kilku lub kilkunastu tytułów, a reszcie mówimy “dziękuję” i oddajemy w dobre ręce. Można i tak. Pokaż, ile książek liczy twój stosik wstydu”, opatrując to okolicznościowym hasztagiem. Minimaliści zaś mogą się pochwalić wolną przestrzenią na regale, w zamian czytając egzemplarze elektroniczne lub słuchając książek w aplikacjach.  

Niestety, nie należę do minimalistów; plasuję się pośrodku skali od Leo Babauty do syllogomianiaków, pokazywanych jako dziwadła w telewizji śniadaniowej. Lubie mieć. Oczywiście, nie zbieram książek, jak leci. Już nie. Wybieram to, co mnie interesuje, albo dokupuję brakujące tomy. Jestem sroką okładkową, ale potrafię się powstrzymać przed kupnem egzemplarza z barwionym brzegiem. Chociaż prawda jest taka, że jeśli jestem w połowie (statystycznego) życia, już za jakiś czas skończy mi się miejsce na książki. Albo będę się musiała pożegnać z szafą (co nie będzie trudne, bo większość ciuchów i tam wiecznie ląduje na krześle). A pisarze wciąż piszą, wydawnictwa wydają, a mnie nadal płacą w pracy, więc, co się rozumie samo przez się — nie ma szans, by chociaż przez miesiąc czegoś nie przywlec do domu. Mam słabą wolę. Znalazłam za to jeszcze jeden plus potężnych biblioteczek: dodatkowa izolacja i docieplenie ściany! W programie Czyste Powietrze powinni dawać za regały wypchane klasyka dodatkowe punkty. 


 

No to może przestać kupować i czytać to, co się już ma? Ha! To nie jest takie proste. Ulegam modom. Ewoluuje również mój czytelniczy gust. Jeszcze jakąś dekadę temu łykałam każdy reportaż i lubowałam się we współczesnej literaturze pięknej dla wymagających czytelników. Każda Pauza była moja, a Seria Skandynawska rosła. I, może się oszukuję, a może odkładam te książki na czarną godzinę — przeczytam je, nadrobię, chociaż tytuły przepadły w odmętach instagrama, wyparte ArtRage’ami i Cyrankami.  

Połowa mojego zbioru, to książki stare. Gdyby płacono mi dziesięć razy tyle, co dostaję na pasku (brutto!), stać by mnie było na egzemplarze kolekcjonerskie, białe kruki aukcyjne, itp. Niestety, moje skromne uposażenie kwalifikuje mnie do antykwariatów i ewentualnie wystawek i biblioteczek plenerowych. Za darmo, to dobra cena, w związku z tym czasem wzbogacam własny zbiorek o stare tytuły, które z pewnością (sic!) przeczytam.  

Tylko kiedy? W zeszłym roku (2024) przeczytałam 86 książek, z czego część audio (znów cały Sapkowski i Harry Potter); miałam nieco więcej czasu na czytanie skuli złamanej nogi, więc wynik się był zawyżył i jest niemiarodajny. W tym roku nie planuję żadnych łamańców, a jestem “dopiero” na trzydziestej lekturze (Ziemiomorze Le Guin — całkiem ładna cegłówka) oraz trzydziestej pierwszej (Tako rzecze Lem, pół tysiąca stron maczkiem). I wiadomo, tu wpadnie serial, tam migrena, nie dojeżdżam więc audiobooki raczej do snu. Na początku stycznie oczywiście przez bookmedia przetacza się spolaryzowana dyskusja, ile się przeczytało i po co się chwalić, jeśli to indywidualna sprawa. Nie zabiorę głosu w tej dyskusji, bo wydaje mi się jałowa, ale nie od dziś wiadomo, że element grywalizacji i rywalizacji jest dla nas (ludzi, nie tylko czytelników) psychologicznie ważny.  

DNFy, czyli did not finish, książki niedoczytane, porzucone w połowie, lub po dziesięciu stronach. Zdarzają mi się tak co siódmą książkę. Czasem kilka razy pod rząd. Tym razem odłożyłam książkę japońskiej autorki i pierwszą część polskiej serii historycznej. Główne zarzuty do japońskiej książki to piekielna infantylność, a co do rodzimej autorki, to wadziły mi oschły język i brak “chemii” w książce. Tak się kończy sięganie poza swoją niszę, marnacja czasu i zasobogodzin. Z tych wszystkich książek porzuconych można by sklecić jedną a porządną. Wczoraj porzuciłam książkę po zaledwie kilku stronach, kwiecisty styl i brak zaciekawienia w pierwszych chwilach przeważyły, by oddać książkę na book crossing (niech męczy się kto inny, czemu tylko mnie ma być źle) 


 

Po dodaniu adresu mailowego do bio na instagramie zaczęły spływać do skrzynki upragnione propozycje współpracy. Kilka razy zdarzyło mi się pomarudzić, że inni majo, a ja nie. I wreszcie promyczek nadziei pomuskał mój policzek i cała w skowronkach wstukiwałam kod odbioru do paczkomatu. I fajnie jest coś dostać, bo przecież to książka, ja lubię książki, a to się dobrze składa. No, nie do końca. Okazało się, że egzemplarze recenzenckie tak średnio mi leżą, a mój mózg uznał, że to lektura obowiązkowa, wobec czego odsuwał od siebie przyjemność, upatrując w deadlinie namiastki terminu egzaminu z logiki matematycznej. W tym czasie moje książki spozierały na mnie wilkiem z zakurzonych półek. Nie mam może poczucia, że się sprzedałam, skomercjalizowałam, zmonetyzowałam, czy co tam jeszcze, ale to nie do końca to, co chcę robić zarówno na bookmediach jak i w zaciszu własnego fotela. Na razie nie planuję więc powtórki z rozrywki. 

Niestety, czytanie już nigdy nie będzie takie niespieszne jak przed erą internetu. Mój typowy dzień te, powiedzmy, dwadzieścia lat temu wyglądał zupełnie inaczej, niż dziś, nie tylko ze względu na to, że teraz dzielę czas między pracę a sprawy domowe, ale i książek jest całe mnóstwo do nadrobienia. Kiedyś w większości korzystałam w biblioteki publicznej, która wówczas miała ograniczone zasoby; dziś książki dosłownie wyskakują z lodówki, atakują oprawami zintegrowanymi, które wyparły bure okładki i same pchają się do rąk, nawet kiedy idziesz po zakupu spożywcze.  

I tak dochodzimy do początku. Vita brevis, a książek jak mrówek. Skąd brać na nie wszystkie czas? A jeszcze siedzi taka i dziobie w klawiaturę, zamiast brać się za czytanie.   

 

Zobacz także:

0 Komentarze